Po piątkowym upale, kiedy to termometr wskazywał w cieniu ok. 30 stopni,  sobota powitała mnie zimnem.

 W sumie  przeżyłam szok termiczny, inaczej tego ująć nie potrafię. Tak naprawdę obudziło mnie nie tyle zimno, co ból części szczęki. Zły znak, zważywszy , że sobota i stomatolodzy raczej nie pracują. Jakoś się ogarnęłam i pojechałam do pracy -  wyjątkowo, mało ochoczo. Przypomniałam sobie, gdzie można fachowej porady zasięgnąć i zadzwoniwszy, podano mi godzinę wizyty. To był następny szok; sobota i wizyta u stomatologa z zaskoczenia i to do obcego. Jako, że już od bólu nie tylko szczęka się buntowała, ale i podejrzliwie jakoś tak oko oraz ucho, niecierpliwie czekałam na wizytę. Pojechałam godzinę wcześniej. W holu siedział młody mężczyzna. Chwilę porozmawialiśmy, wymieniając się poglądami na temat strachu przed dentystą. Chyba mi to zaszkodziło, bo nogi to zupełni mi się już miękkie zrobiły. Dentysta,  u którego leczę moje uzębienie, niestety zanika na trzy, końcowe dni tygodnia. A że organizm lubi fiksować w wolne dni, to ma niezły pasztet. No to siedzę przerażona w tej obcej poczekalni. Z jednej strony chęć pozbycia się bólu, z drugiej obawa przed nieznanym lekarzem. A ten nieznany okazał się młodą, śliczną i miłą kobietą. Czułam się w obowiązku poinformować  ją, że panikuję, mdleję i takie tam…… w obliczu nieznanego stomatologa. Pani tylko się uśmiechnęła ciepło i tak jakoś biegała po gabinetach , a w jej dłoniach było coraz więcej podejrzanych narzędzi. Jak już miała dłonie zajęte, zniknęła za drzwiami, gdzie wszedł przedtem ten młody człowiek.

Tak więc czekałam na swoją kolej , próbując zająć myśli czym innym. Tyle, że te nieszczęsne uszy wyłapywały każdy odgłos zza drzwi, jak posokowiec. Na 100 % pan miał usuwany ząb. Tak sobie pomyślałam, jak ten młody człowiek co wszedł przede mną zacznie krzyczeć, to ja daję dyla. Nie uniosę tego ciężaru; jego strachu i krzyku. A tu znowu zaskoczenie, pan wyszedł uśmiechnięty i zadowolony z brakiem jednego zęba. No i jeszcze mnie uspokajał i pocieszał  Z gabinetu wyszła pani doktor i z uśmiechem zaprosiła mnie do środka. Ładny gabinet obejrzałam na szybko, bo miałam usiąść na fotel, który raczej był w pozycji  rozłożonej do leżakowania. Oczywiście w tym momencie przypomniał mi się dowcip na temat rozkładania fotela u dentysty. Uważnie wysłuchała mnie co i jak i gdzie. Po czym zaprosiła na zdjęcie rtg. Takiej maszyny to jeszcze nie widziałam, zawsze mi coś do ust pchali, a tu tylko miałam stać i w zębach trzymać jakąś końcówkę  oraz się nie ruszać, bo to coś będzie się ruszało . Stałam grzecznie jak kazała, ale chyba mnie jakiś odgłos tej maszyny spłoszył, bo wyrwałam ten czujnik, co miałam go trzymać zębami. No tak jakoś te moje zęby takie jakieś zachłanne na ten czujnik były. Ale jakby co, grzecznie go pani doktor oddałam.

Tak powiem szczerze to zdjęcie, które oglądałam razem z panią doktor na monitorze, to jakieś mało efektowne było. Takie wystawić na Fb, jako profilowe  i zaraz zacznie się Wielka Pardubicka, tylko w odwrotną  stronę. No i głupio w sumie tak jakoś od środka się oglądać. Jednak człowiek potrzebuje skóry, oględnie rzecz mówiąc. No to jak już się napatrzyłyśmy do syta, to wróciłam na tę leżankę, a pani doktor zaczęła biegać po gabinetach i z tymi pełnymi dłońmi wróciła. No i w tym momencie zesztywniałam,  miałam bardzo złe przeczucia.

Jak już mi napukała na zębach i obpukała je, znalazła tego złoczyńcę i postanowiła go usunąć:

- Wie pani, to ząb mądrości i w sumie już się rusza. Zaleczę i co? Na dwa czy trzy miesiące starczy i znowu ból. Nic nie będzie bolało. A ja lubię wyrywać zęby  - powiedziała to z tym swoim uroczym uśmiechem.

Z wrażenia, aż usiadłam na tej leżance.

To pukanie mnie tak ogłupiło, że się zgodziłam. Ale i tak czujnie się rozejrzałam czy można umknąć przez drzwi. Niestety droga ewakuacji została zasłonięta białym fartuchem. No to zrezygnowana otworzyłam paszczękę. Jakby co, to tak mnie znieczuliła, że czułam tylko opór mojego przyjaciela mądralińskiego czyt. Zęba  mądrości.

Trochę w sumie czuję się oszukana, bo ząb do końca walczył i trwał na posterunku. Poległ po ciężkiej walce. A mnie ubyło kawałek mnie, no zżyłam się z nim i teraz tkwię w głębokiej żałobie.

Na zakończenie wizyty usłyszałam  co mi wolno  a co nie, przez dwa dni. W tym szoku „ porodowym” to tylko skumałam: pełna asceza. Nie pić, nie palić, nie męczyć, nie jeść, a najlepiej iść spać.

A tu sobota… głód i posucha.