Wyróżnienie dyplomem - POETYCKA KSIĄŻKA ROKU 2017

40. Międzynarodowego Listopada Poetyckiego.



Zagubione kolory

 

szarzejemy jak spękniętą korą jesionu

w ślizgających się promieniach

rozcinających cienie

w kolejnych jutrzenkach

 

w skrawkach błękitu

odchodzą pory roku by wrócić

odchodzimy i my

by zostać być może

tylko

 

wzmianką

 

Tęsknota

 

najbardziej cierpią wiersze

zgubione w burzach piaskowych

gdy rozgrzane  powietrze

rozbija je o skały

 

tylko wiersze 

nie potrafią się żywić pyłem ani słońcem

 

a horyzont i tak ucieka

jedynie wyją szakale

zaznaczając głosem

swoje włości

 

 

* * *

 

mosty przyzywają

betonując niedośnione sny

 

w bólu tak szybko stopy

chcą fruwać ciągnąc za sobą

odosobnienie lub kir

 

lot w pustych strofach

 

a czarne ptactwo zleciało się

wydziobując wersy

z zapisanych wierszy

 

za późno o jeden krok

gdzie nie ma wyjścia

bo ciągle trwają wakacje

Boga

 

pamięci Andrzeja Babińskiego


Fuku

 

uległa w błękicie

bezwolnym tatuażom

oddanym pasatowi

 

mleczna hipnoza

gdzie jednorożec

podąża za słoniem a maneki- neko

zaprasza

 

za chwile zajdzie słońce

chowając się za masztami statków

zawłaszczając to co im powierzyła

 

sztuczne światła rozświetlają

zniechęcone stopy

 

uwięzione w piasku



Impresjonistyczne pola

 

czystość kolorów i cienie natury

kładą się pasmami na powieki

by podczas rozbieganych nocy

mogły nakarmić sny

 

w których za dużo przestrzeni

do zasiedlenia a zaklinacz poetek

nadal brodzi wśród gwiazd kłamliwie

zwlekając

 

korzystają impregnowani

wślizgując się

 

podstępnie





Odgrodzeni


 

poziomkowe wyspy


pośród ulotnej bieli która

 

już się nie broni

 

 

i my w pogoni za panaceum

 

w niekończącej się pauzie

 

półcienia

 

 

nasz ląd i udręka

 

 

 

 

* * *

 

 

choć przez chwilę zanikam

 

w sennych nemezjach

 

gdzie cisza odrzuca wszelki przymus

 

 

w noc niespokojnych gwiazd

 

przestrzeń nie unosi ich za dużo

 

i może jestem zbyt ułomna

 

by pojąć

 

 

ten ich szept

 

 

 

 

 

* * *

 

 

nie rozumiejąc podrzędnych atrakcji


topię prawdę w szczegółach

 

 

zamykam się na własną zmysłowość

 

chociaż mogłam być strunami harfy

 

które poddadzą się dotykowi

 

 

miękkich palców które

 

wyzwolą melodię

 

 

w pełnym współbrzmieniu

 

 

 

 

 

* * *

 

 

 

kontestuję zduszony świst w gardle

 

podobny szklanej kuli z której po mocnym

 

potrząśnięciu spada niby śnieg

 

a promień słoneczny nie ma doń dostępu

 

 

 

niech moje spojrzenie

 

okrywa zaćma skóra zaś szeleści

 

jakby nuciła ostatnią kołysankę

 

 

kontestuję zanikanie mięśni

 

przytępienie słuchu

 

który już nie odbiera mysiego pisku

 

ani mojej prośby o kolejny poranek

 

 

protestuję przeciw już próżnej kuli

 

w której świeci pustka

 

 

 

 

Dziwni

 

 

 

Mówisz że jesteśmy dziwni Odmieńcy

 

wyszczepieni z innych chociaż wygląd niby

 

ten sam Na ulicy nie Mówimy do siebie

 

nie drepczemy w miejscu w uznaniu Kozetek

 

z przyczepioną opcją terapii Nie zwiększamy

 

podatków psychiatrom Jesteśmy Every


nieznani obywatele jemy sałatę startą marchewkę

 

a ja dodatkowo groźne bo przecież Upieczone Mięso

 

 

 

robimy zakupy w marketach Pracujemy

 

szukając nowego audena

 

patrzymy słuchamy Wchłaniamy

 

nowy świat i uważamy by jak guziec

 

nie utaplać się w Błocie

 

Czy na pewno dziwni ? A może Nowy Świat

 

nas w tym zastąpił skazując na recykling

 

 

 

Nie sprowadziła nieba na ziemię

 

 

tyle cieni przeszło przez nią

nie było widać wybroczyn

skrytych w tkance podskórnej

 

a mówiła że dużo przestrzeni

i zło można przeczekać

 

drobne dłonie które  

zbyt dużo się wyrzekły